Dramat Kościoła Katolickiego w XX-XXI w. wskutek poddania się fałszywej i zgubnej dialektyki heglowskiej i reperkusje na losach ludów europejskich, na przykładzie bł. Franza Jägestättera.
Tytułem wstępu
Kiedy początkiem marca 2020r. usłyszeliśmy porażające słowa wygłoszone przez WHO o pandemii Covid-19, która nawiedziła świat, wielu z nas po cichu zadawało sobie pytania: „co teraz będzie”, „kto z nas przeżyje i czy ktokolwiek przeżyje”, „co mam zrobić, aby ocalić siebie i rodzinę”, „jak będzie wyglądał świat i ludzkość po pandemii? Czy będzie spustoszony jak po wybuchu jądrowym?” Wiele takich i podobnie przerażających pytań pojawiło się znienacka jak „grom z jasnego nieba”.
W miarę upływającego czasu, emocje zaczęły nieco opadać, a czarne scenariusze nie realizowały się. Zaczęły się pojawiać trudne pytania: „czy to, czemu świat i ludzkość została poddana nie były ustanowione ponad miarę zdrowego rozsądku?”, „Czy właściwie zareagowaliśmy na ogłoszone zagrożenie?”.
Pamiętam dobrze jak zadałem powyższe pytania mojemu znajomemu publicyście w Brukseli, w kilka miesięcy po ogłoszeniu pandemii. Powiedział mi tak: „Krzysztof, czy myślisz, że cały świat mógłby się pomylić?”. No tak, dobre pytanie. Wydaje się, że to niemożliwe. Jedna, dwie lub nawet wiele osób może się mylić, ale nie cały świat czy nawet jego przytłaczająca większość. Jakkolwiek by nie było w tym przypadku, zadajmy to pytanie raz jeszcze: „Czy możliwe jest, aby większość się myliła w swojej ocenie, lub z jakichkolwiek powodów poddała się błędnej narracji?”
Znalezienie odpowiedzi na to pytanie stało się celem tego opracowania, a jest ono istotne dla tych z nas, dla których jedyną racją bytu i istnienia jest Prawda, a wraz z Nią, dążenie do jak najściślejszej komunii z Bogiem tutaj na ziemi, a po śmierci życie w wiecznej jedności z Nim. Centralną postacią naszej refleksji jest młodziutki, austriacki rolnik, Franz Jägerstätter z Sankt Radegund we wschodniej Austrii, tuż przy granicy z Niemcami, a właściwie z ówczesną Rzeszą, bo rzecz dzieje się na przełomie lat 30. i 40. XX wieku, czyli w okolicach drugiej wojny światowej.
Franz Jägerstätter (Franz Huber) urodził się 20 maja 1907 roku jako dziecko niezamężnej pokojówki Rosalii Huber w St. Radegund w Górnej Austrii. Jego matce i biologicznemu ojcu, Franzowi Bachmeierowi, nie pozwolono na zawarcie małżeństwa. Początkowo za wychowanie małego Franza odpowiedzialna była jego babcia, Elisabeth Huber. Była kobietą kochającą i bardzo pobożną o wszechstronnych zainteresowaniach. W 1915 roku jego biologiczny ojciec zginął podczas I wojny światowej i w tym samym roku Franz przybył do gospodarstwa dziadków ze strony ojca. W 1917 roku Rosalia Huber wyszła za mąż za Heinricha Jägerstättera, właściciela Leherbauerngut w St. Radegund i zabrała Franza ze sobą. Jej mąż zaadoptował Franza i – jako, że małżeństwo było bezdzietne – Franz został ich jedynym dzieckiem.
Już jako nastolatek Franz, zainspirowany przez swojego dziadka ze strony ojczyma, interesował się książkami, w tym literaturą religijną. Od najmłodszych lat był głęboko religijny, i chociaż przeżył krótki okres oddalenia od Kościoła, to jednak wytrwał w wierze. Nawet, jako młody chłopak, chciał wstąpić do zakonu, lecz ówczesny proboszcz, Josef Karobath, odradził mu, gdyż jako jedynak, miał obowiązek przejąć gospodarstwo po rodzicach.
Jako młody mężczyzna wszedł w romans z Theresią Auer i w 1933 roku został ojcem swojej nieślubnej córki Hildegardy. Theresia Auer powiedziała później po rozpadzie związku z Franzem: „Rozstaliśmy się w pokoju, on poprosił mnie o przebaczenie”. Zawsze też miał dobry kontakt córką Hildegardą.
W 1935 roku poznał Franziszkę Schwaninger, córkę rolnika z sąsiedniego Hochburga i pobrali się w Wielki Czwartek 1936 roku. Po ślubie poprosił Theresię Auer, aby mógł zabrać ze sobą ich córkę Hildegardę, ale się nie zgodziła.
Franciszka, jego żona, była osobą bardzo pobożną. Franz modlił się z nią i codziennie czytali Biblię. Franciszka tak wspomina ten czas: „Pomagaliśmy sobie nawzajem w wierze”. Franz stwierdził później: „Nigdy nie myślałem, że małżeństwo może być tak piękne”. W małżeństwie urodziły się trzy córki: Rosalia (1937), Maria (1938) i Aloisia (1940).
17 czerwca 1940 roku został powołany do Wehrmachtu. W tym czasie Franz Jägerstätter nadal uważał za grzech nieposłuszeństwo rozkazom państwa. Odmówił ubiegania się o zwolnienie z wojska u burmistrza, chociaż mógł to otrzymać i wrócić na swoje gospodarstwo.
Z wymiany listów z żoną Franziszką, opublikowanych w formie książkowej (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009), wynika, jak bardzo był on oddany żonie i córkom. Kilka dni po powołaniu go do Wehrmachtu pisał:
„Najdroższa żono! (…), droga Fani, nie daj się za bardzo pochłonąć pracy i doczesnym zmartwieniom, po prostu zostaw to, co nie przychodzi łatwo, ponieważ twoją pierwszą troską muszą być nasze dzieci, (…) Dlatego powinnaś dać pierwszeństwo dzieciom, bo one muszą być dla Ciebie i dla mnie ważniejsze niż gospodarka. Twój mąż Franz, który się o Ciebie martwi, pozdrawia i całuje serdecznie Ciebie i maluchy.” (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 6)
Od początku zadeklarowany przeciwnik narodowych socjalistów
Jeszcze zanim narodowi socjaliści doszli do władzy, Franz Jägerstätter dał się poznać jako ich zadeklarowany przeciwnik. Pierwotnie chciał trzymać się z daleka od referendum w sprawie przyłączenia Austrii do Rzeszy Niemieckiej, które odbyło się 10 kwietnia 1938 r. Jego żona obawiała się negatywnych konsekwencji dla rodziny, więc wziął udział. Jako jedyny na wsi głosował na „nie”, czym naraził się na otwarte szykany i ataki miejscowej ludności. Komisja wyborcza jednak sfałszowała wynik i zgłosiła 100% za aneksją. Franz nazwał dzień referendum „Wielkim Czwartkiem Austrii”, ponieważ „Kościół austriacki dał się tam oszukać”. Hierarchia kościelna nawoływała ludność austriacką do głosowania za aneksją do Wielkiej Rzeszy. 27 marca 1938r. austriaccy biskupi wystosowali list duszpasterski do wiernych, nawołując wszystkich do głosowania na „tak” w sprawie aneksji Austrii do „Wielkiej Rzeszy”. (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, ,str. 191, przypis 7).
Franz nigdy nie wspierał kampanii organizowanych przez i na rzecz narodowych socjalistów. Odmówił też wsparcia ze strony państwa. Nie przyjął ani zasiłku na dziecko, ani doraźnej pomocy wypłacanej po nieurodzaju, jaki spowodował grad. Wkrótce przestał odwiedzać gospody, bo nie chciał być wciągany w dyskusje polityczne.
Wydaje się, że duże znaczenie miało dla niego pewne widzenie w czasie snu w styczniu 1938r. tuż przed głosowaniem Austriaków w sprawie aneksji do Trzeciej Rzeszy. We śnie ujrzał „cudowny pociąg” jadący wokół góry. Błyszcząca lokomotywa i wagony przyciągały szczególnie młodzież i dzieci, które „ciągnęły tłumnie do tego pociągu i nie dawały się od niego odciągnąć”. Wtedy odezwał się głos: „Ten pociąg jedzie do piekła”. Zbudził żonę, aby opowiedzieć jej, co ujrzał we śnie, a potem długo jeszcze o nim rozpamiętywał. Rozumiał, że olśniewający pociąg symbolizował reżim nazistowski ze wszystkimi jego organizacjami, przy czym Hitlerjugend był jedną z najważniejszych strategicznie organizacją, której celem była duchowa degeneracja społeczeństwa poprzez deprawację dzieci i młodzieży. Oderwanie dzieci od Kościoła, domu, rodziny i pozbawienie wychowywania ich przez rodziców było jednym z priorytetów NS. Do Hitlerjugend przyjmowano setki tysięcy młodych Austriaków.
Po aneksji Austrii do Rzeszy, został ogłoszony obowiązek wstępowania do Hitlerjugend wszystkich w wieku 10-18 lat (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str 191, przypis 2). Powyższe widzenie Franz przyjął jako ostrzeżenie z nieba odnośnie ruchu nazistowskiego jako ruchu szatańskiego, który ma na celu zniszczenie społeczeństwa, unicestwienie Kościoła i chrześcijaństwa. Była to brama do piekła.
Franz i Franciszka byli świadomi tego, co działo się w Niemczech i tego co wdzierało się do Austrii. Byli świadomi pogańskiej ideologii Hitlera i brutalności jego zwolenników. Ówczesny biskup Linzu Johannes Maria Gföllner już w 1933 r. napisał w liście duszpasterskim, odczytywanym we wszystkich parafiach diecezji: „Nazizm jest duchowo chory na zgubne złudzenia rasowe, niechrześcijański nacjonalizm i nacjonalistyczny pogląd na religię. Próbuje dać pozór chrześcijaństwa, aby zdobyć nasze poparcie, a potem nas zniszczyć. Jest to odrażające pogaństwo, całkowicie niezgodne z chrześcijaństwem i dlatego musi być zdecydowanie potępione i odrzucone.” W 1937 roku, cztery lata później, oświadczył: „Nie da się być jednocześnie dobrym katolikiem i prawdziwym nazistą”. Po jego śmierci, w czerwcu 1941 r., Linz otrzymał nowego biskupa, Josefa Fliessera, który zdecydowanie złagodził swój ton odnośnie Hitlera i NS, dając wrażenie akceptacji a nawet sprzyjania im.
Tak się działo, pomimo, że mroczny cień nazizmu szerzył się nie tylko w Niemczech, ale i w samej Austrii. Naziści odnosili się z pogardą do Kościoła. Dawali jasno do zrozumienia, że chcą przejąć wychowanie i formację dzieci i młodzieży, oddzielić je od Kościoła i rodziny, a w zamian za to zjednoczyć ich w Hitlerjugend.
Według słów Rolanda Freislera, sekretarza stanu Wielkiej Rzeszy: „Chrześcijaństwo i my jesteśmy podobni tylko pod jednym względem: prawo posłuszeństwa. Od kogo przyjmujesz rozkazy? Z zaświatów czy od Adolfa Hitlera? Komu przysięgasz swoją lojalność i wiarę?”
Franz z wielkim bólem obserwował, że hierarchia kościelna tak łatwo dała się oszukać. Sam arcybiskup Wiednia, kardynał Theodor Innitzer, podpisał deklarację popierającą aneksję Austrii, a słowa „Heil Hitler!” znajdowały się nad jego podpisem. Innitzer był jednym z pierwszych, którzy witali Hitlera po triumfalnym wjeździe do przyłączonej już Austrii. W tym samym roku, na cześć urodzin Hitlera nakazał, aby wszystkie austriackie kościoły wywiesiły flagi ze swastyką, biły w dzwony i modliły się za Hitlera. Być może kardynał miał nadzieję, że takie działanie z jego strony zostanie nagrodzone tolerancyjnym podejściem do Kościoła. Stało się odwrotnie.
Sytuacja austriackich katolików okazała się gorsza niż katolików w Rzeszy. Wielu księży zostało uwięzionych lub zesłanych do obozów koncentracyjnych, katechizacja młodzieży zabroniona, zamknięto gazety kościelne, zakazano procesji kościelnych i w wielu kościołach parafialnych zakazano odprawiania Mszy św. w ważne dni świąteczne, a nawet Boże Narodzenie, chyba, że święta te przypadały w niedzielę.
Mogłoby się wydawać, że ten terror zdławi jakiekolwiek jawne sprzeciwy wobec nazizmu, lecz tak nie było. Chociaż należały do rzadkości i były surowo traktowane przez oficjalne władze, to miały one miejsce. Sam Franz o jednym z nich pisze w swoim liście do żony, z więzienia w Linz:
“Chcę również powiedzieć, że w Enns jest pewna wieśniaczka, która nie pozwoliła swoim dzieciom dołączyć do Hitlerjugend. To rzadkość. A jednak słyszy się, że w innych miejscach są ludzie, którzy nie poszli za tłumem.” (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str 84)
Drugie powołanie do Wehrmachtu
Franz został powołany do Wehrmachtu po raz drugi, na początku października 1940 r. Pracował jako kierowca w koszarach Alpenjäger w Enns. Po ukończeniu podstawowego szkolenia jego oddział został przeniesiony do Obernberga, niedaleko jego domu.
8 grudnia 1940 r. Franz został uroczyście przyjęty do Trzeciego Zakonu św. Franciszka wraz z innym żołnierzem w Enns.
Na początku kwietnia 1941 r. wrócił do domu i został kościelnym w St. Radegund. Wtedy też zdecydował, że odmówi dalszym powołaniom wojskowym. Walkę i zabijanie wspierające Hitlera dla rządzenia całym światem, uważał za ciężki grzech. Matka, krewni i zaprzyjaźnieni z nim księża próbowali zmienić jego zdanie w tej sprawie. Żona miała nadzieję na jakieś wyjście, ale w końcu postanowiła go wesprzeć w podjętej decyzji: „Gdybym przy nim nie została, to w ogóle nie miałby już nikogo ”. Franciszka szybko odkryła, że jakimikolwiek szlachetnymi pobudkami nie kierowałaby się, nie byłaby w stanie zmienić determinacji swojego męża, który już wtedy zrozumiał, że nikt i nic nie może stanąć między nim a Bogiem. Niejednokrotnie przypominał to żonie i swoim bliskim, i w pewien sposób napominał ich. W liście z więzienia na dzień przed egzekucją napisał:
„Znasz jednak słowa Chrystusa: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26). (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str.127)
Franz konsekwentnie i radykalnie zrozumiał sprawę obrazy Boga i grzechu, zarówno ciężkiego jak i powszedniego. Dał temu wyraz w jednej z ostatnich swoich refleksji spisanych na kilka dni przed ścięciem:
„Zaiste, grzech powszedni jest czymś tak znaczącym, że powinniśmy raczej wyrzec się życia, niż go popełnić. Grzech – nawet grzech powszedni – jest obrazą Boga. A obraza Boga jest czymś tak znaczącym, że nigdy w pełni nie będziemy w stanie tego pojąć naszym ludzkim rozumem. (…) Jeśli grzech śmiertelny jest tak ciężki, że ktoś, kto go popełni i się nie wyspowiada, spędzi wieczność w piekle, to grzech powszedni również musi być poważny. Gdyby ktoś miał wybór, z jednej strony zdobyć cały świat, a czyniąc to, obrazić Boga, dopuszczając się grzechu powszedniego, czy też nie obrazić Boga i pozostać przez całe życie biedakiem, to prawdziwy wierzących wybrałby to drugie! W tych słowach nie ma nic przesadzonego. Wierzyć i przestrzegać tego wszystkiego jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. Święci właśnie tak żyli i w tym nigdy nie zostaną zrozumieni przez ludzi świata. Ludzie świata nazywają świętych głupcami. Ale dążenie do świętości jest obowiązkiem nie tylko niektórych, ale każdego. (…)
Pewien święty powiedział, że jeśli ktoś byłby w stanie położyć kres piekłu jednym drobnym kłamstwem, to mimo to nie powinien kłamać, bo w ten sposób obraziłby Samego Boga. Coś, co w XIX wieku wydawało się tak ewidentnym złem, obecnie stało się powszechną normą w postępowaniu”. (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 243-244)
„Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że życie letniego chrześcijanina jest godne pożałowania. Takie życie przypomina raczej wegetowanie warzywa niż prawdziwe życie. Gdyby ktoś posiadł całą mądrość tego świata i mógł przypisać sobie połowę ziemi, to nadal byłby mniej szczęśliwy niż biedny człowiek, który jest głęboko wierzącym katolikiem. Nie zamieniłbym mojej małej, brudnej celi na pałac królewski, gdyby to oznaczało, że muszę się wyrzec choćby najmniejszej części swojej wiary. Wszystko, co ziemskie to jest nieważne, jakkolwiek by nie było wielkie i piękne – wszystko, co ziemskie dobiega końca. A Słowo Boże jest wieczne.” (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 236)
Rozmowa z biskupem Fliesserem
Decyzję o rezygnacji z wojska podjął nieodwracalnie po wcześniejszych doświadczeniach w wojsku i uświadomieniu sobie, że narodowi socjaliści realizują program eutanazji, zniszczenia Kościoła i wykorzenienia wiary w narodzie. Rozmawiał z licznymi przyjaciółmi i duchownymi w tej sprawie, między innymi: swoim ówczesnym proboszczem, Ferdinandem Fürthauerem, poprzednim proboszczem Josefem Karobathem – wszyscy namawiali go do uległości wobec NS i Hitlera. Publicznie oświadczył, że jako gorliwy katolik nie może pełnić służby wojskowej, gdyż walka na rzecz państwa narodowosocjalistycznego była sprzeczna z jego sumieniem religijnym. Rozmawiał nawet z biskupem Linzu Josephem Fliesserem.
Franz sporządził listę pytań, które budziły w nim niepokój. Do dzisiaj przechowała się jego ręcznie napisana lista:
– czy wspieranie ideologii (nazizmu), której celem było wykorzenienie chrześcijaństwa, nie jest grzechem?
– czy najazdy Rzeszy na inne kraje mogą być uważane za akty „sprawiedliwej i świętej wojny”?
– jak to możliwe, aby Kościół nazywał poległych niemieckich żołnierzy na tej wojnie bohaterami a nawet świętymi; czy nie byłoby słuszniej uważać za bohaterów tych, którzy bronili swojej ojczyzny?
– i wreszcie, czy można być jednocześnie żołnierzem Chrystusa i żołnierzem nazizmu: walczyć jednocześnie o zwycięstwo Chrystusa i o Jego Kościół a jednocześnie o zwycięstwo nazizmu, którego celem jest unicestwienie Chrześcijaństwa?
Biskup stwierdził, że odpowiedzialność Franza Jägerstättera wobec rodziny oraz obowiązek posłuszeństwa władzy były ważniejsze niż to, co Franz mniemał w swoim sumieniu i dlatego nakłaniał go do służby wojskowej, a co w konsekwencji znaczyło podpisanie przysięgi Hitlerowi, która brzmiała następująco:
“Przysięgam Ci, Adolfie Hitlerze, jako wodzowi i kanclerzowi Rzeszy Niemieckiej wierność i odwagę. Przyrzekam Tobie i wyznaczonym przez ciebie przełożonym, wierność do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg”.
Tego Franz nie był w stanie przyjąć i odmówił służby wojskowej. Gordon Zahn, amerykański socjolog, który po wojnie badał temat postaw katolików niemieckich wobec Hitlera zadał pytanie, czy znalazł się chociaż jeden niemieckojęzyczny biskup, który oficjalnie powiedziałby, że sprawa Hitlera jest nieprawa i odpowiedź padła, że ani jeden taki się nie znalazł (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, Introduction str.3).
Franciszka Jägerstätter towarzyszyła mężowi w podróży do biskupa Fliessera, do Linz. Nie była ona jednak obecna przy samej rozmowie. Bardzo dobrze pamiętała moment, kiedy jej mąż wyszedł z gabinetu biskupa bardzo zasmucony i powiedział, że biskup nie odważył się mówić otwarcie i może pomyślał, że był jakimś tylko szpiegiem.
Co gorsza, po latach biskup Fliesser wyznał: „Na próżno wyjaśniałem mu podstawowe zasady moralności dotyczące stopnia odpowiedzialności, jaką osoba prywatna i obywatel ponosi za działania osób sprawujących władzę, i przypominałem mu o priorytetowej odpowiedzialności za jego bliskie osoby, zwłaszcza za rodzinę”. W rzeczywistości była to odpowiedź, którą każdy katolik mógł usłyszeć w tamtym czasie od każdego biskupa.
Chociaż nie była to oficjalna doktryna Kościoła, to powszechnie mieli wpojone, że wszelkie grzechy, które popełnia się w ramach posłuszeństwa władzy cywilnej, nie są osobistym grzechem, ale są uważane przez Boga za grzechy tych, którzy przewodzą państwu. Bóg będzie sądził przywódcę, a nie tych, którzy wykonywali jego polecenia. Franz jednak na to nie poszedł i stwierdził, że jeśli Bóg dał każdemu z nas wolną wolę i sumienie, to każdy z nas jest w pełni odpowiedzialny za swoje decyzje i czyny. O biskupie powiedział tak: „biskup nie doświadczył łaski rozeznania, którą ja otrzymałem”. A następnie w swoim notatniku zapisał:
„Oni, (biskupi i księża) tak jak my, są ludźmi z krwi i kości i mogą być słabi. Być może są jeszcze bardziej kuszeni przez złego wroga niż my. Być może byli też zbyt mało przygotowani, aby podjąć tę walkę i sami zdecydować, czy żyć lub umrzeć.”
Jakiekolwiek by nie były wyjaśnienia postawy biskupa Fliessera i prawdopodobnie całej pozostałej hierarchii Kościoła niemieckojęzycznego, to wydają się one stać w jaskrawej sprzeczności z nauką Chrystusa. Czy Chrystus nie powiedział:
„Ani na swoją głowę nie przysięgaj (…). Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.(Mt 5,36-37).
A w innym miejscu:
„Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma nic bowiem, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome (…). Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic już więcej uczynić nie mogą (…) bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!” (Łk 12, 1-5).
Czy Chrystus nie potępia tutaj obłudnej postawy i rozdwojenia jaźni, która jest niczym innym jak życiem w duchowo-mentalnej schizofrenii, która ostatecznie prowadzi tak żyjącego katolika do rozdarcia, a nawet zatracenia? Co znaczą więc słowa:
(..) „jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać”. (Mk 3,25)
Narzuca się, w tym kontekście, przykład męczeństwa Eleazara ze Starego Testamentu:
„Niejaki Eleazar, jeden z pierwszych uczonych w Piśmie, mąż już w podeszłym wieku, szlachetnego oblicza, był zmuszony do otwarcia ust i jedzenia wieprzowiny. On jednak wybierając raczej chwalebną śmierć aniżeli godne pogardy życie, dobrowolnie szedł na miejsce kaźni, a wypluł mięso, jak powinni postąpić ci, którzy mają odwagę odrzucić to, czego nie wolno jeść nawet przez miłość do życia. Ci, którzy byli wyznaczeni do tej bezbożnej ofiarnej uczty, ze względu na bardzo dawną znajomość z tym mężem, wzięli go na osobne miejsce i prosili, aby zjadł przyniesione przez nich i przygotowane mięso, które wolno mu jeść. Niech udaje tylko, że je to, co jest nakazane przez króla, mianowicie mięso z ofiar. Tak postępując uniknie śmierci, a ze względu na dawną z nimi przyjaźń skorzysta z miłosierdzia. On jednak powziął szlachetne postanowienie, godne jego wieku, powagi jego starości, okrytych zasługą siwych włosów i postępowania doskonałego od dzieciństwa, przede wszystkim zaś świętego i od Boga pochodzącego prawodawstwa. Dał im jasną odpowiedź mówiąc, aby go zaraz posłali do Hadesu. «Udawanie bowiem nie przystoi naszemu wiekowi. Wielu młodych byłoby przekonanych, że Eleazar, który już ma dziewięćdziesiąt lat, przyjął pogańskie obyczaje. Oni to przez moje udawanie, i to dla ocalenia maleńkiej resztki życia, przeze mnie byliby wprowadzeni w błąd, ja zaś hańbą i wstydem okryłbym swoją starość. Jeżeli bowiem teraz uniknę ludzkiej kary, to z rąk Wszechmocnego ani żywy, ani umarły nie ucieknę. Dlatego jeżeli mężnie teraz zakończę życie, okażę się godny swojej starości, młodym zaś pozostawię piękny przykład ochotnej i wspaniałomyślnej śmierci za godne czci i święte Prawa». (…) Mając już pod ciosami umrzeć, westchnął i powiedział: «Bogu, który ma świętą wiedzę, jest jawne to, że mogłem uniknąć śmierci. Jako biczowany ponoszę wprawdzie boleść na ciele, dusza jednak cierpi to z radością, gdyż Jego się boję». W ten sposób więc zakończył życie, a swoją śmiercią pozostawił nie tylko dla młodzieży, lecz także dla większości narodu przykład szlachetnego usposobienia i pomnik cnoty”. (2 Mch 6, 18-31)
W naszej analizie, oprócz problemu niewłaściwie, a może i przewrotnie rozumianego posłuszeństwa i odpowiedzialności za swoje czyny, jest jeszcze jeden istotny element, który należy rozważyć w kontekście moralnej nauki Kościoła. Chodzi tutaj, mianowicie, o tzw. „ukąszenie heglowskie”, a które stanowi, że nauka moralna, dogmaty i całe nauczanie Kościoła poddane są nieustannej modyfikacji tak, aby były dostosowane do współczesności. Jest to, oczywiście, nauka filozoficzna z gruntu fałszywa, która jak koń trojański wdarła się do Kościoła i próbuje Go rozsadzić od wewnątrz. Jest to nauka wręcz antykatolicka. Do tego tematu powrócimy poniżej w osobnym rozdziale.
Heglowska myśl, wydaje się, przeniknęła i ukształtowała mentalność germańską a w obecnych czasach opanowuje współczesną myśl społeczną na całym świecie. Jest to tzw. modernizm, który w różnoraki sposób usiłuje przełamać opór Kościoła i nakłonić Go do zmiany nauki i doktryny dopasowując je do ideologii świata. Pytanie, które należy tutaj zadać: „do jakiego stopnia hierarchia Kościoła niemieckojęzycznego była przeniknięta modernizmem „heglowskim” przed, w czasie i po drugiej wojnie światowej i jak się to przedstawia w dzisiejszych czasach”.
Albowiem, życie w obłudzie jest złem moralnym, ale przemyślne zgadzanie się ze złą ideologią jest jeszcze większym złem. Podpisanie przysięgi Hitlerowi z lęku nie jest tym samym, co podpisanie takiej przysięgi w pełnym przekonaniu o słuszności takiej przysięgi. Czy hierarchia Kościoła niemieckojęzycznego, a co za tym idzie większość społeczeństwa niemieckojęzycznego, była przekonana o nieprawości Hitlera i Narodowego Socjalizmu a poddała się im z lęku, bezmyślności lub niewiedzy, czy też jest w tym element świadomej zgody i poparcia dla zła? Jeśli tak nie było, to skąd znalazło się tak masowe poparcie dla polityki Hitlera i NS, skąd wprost skandaliczne zachowania w czasie wojny a nawet już po wojnie w stosunku do tych, co stawiali opór Hitlerowi.
Warto, w tym miejscu, przytoczyć co najmniej ciekawą i zaskakującą reakcję biskupów niemieckich, tuż przed opublikowaniem badań w 1960r. na temat niemieckich Katolików wobec Hitlera”. Chodzi tutaj o książkę Gordona Zahn’a “German Catholics and Hitler’s Wars, 1962”. Otóż, pewien biskup w imieniu ówczesnych niemieckich hierarchów katolickich zaprotestował ostro i nazwał jego publikację „monstrualnymi tezami”. Na 2 lata publikacja była wstrzymana, ale w końcu ukazała się w 1962. Znajdują się w niej niechlubne dla niemieckich katolików wyniki badań na temat ich postaw wobec Hitlera i ideologii NS. Dzięki jego badaniom, osoba Franza Jägerstättera, „przypadkowo”, została odkryta i to właśnie on przyczynił się do międzynarodowego ujawnienia tej postaci. Można się zastanawiać czy protest niemieckich hierarchów wobec publikacji badań Zahn’a była podyktowana tym, że było im wstyd za swoje zachowanie czy tym, że przyjęli swoją postawę odnośnie Hitlera za tak oczywistą, że nie wyobrażali sobie, aby można jej było coś zarzucić.
Nie jesteśmy w stanie tego rozstrzygnąć i nie jest to celem naszego opracowania. Jedynie Bóg ma możność to rozsądzić i zawyrokować. Nie mniej jednak, pytanie to pozostaje cały czas aktualne i jest ważne nie tylko dla hierarchów i wiernych niemieckojęzycznych, lecz dla każdego z nas żyjących do dziś pod słońcem i mających prawo cieszyć się Bożym światłem. My wszyscy staniemy pewnego dnia przed Trybunałem Niebieskim i sam Bóg nas prześwietli na wskroś. Wtedy może okazać się to dla niektórych z nas niesłychanie bolesne odnośnie tego, co się kryje w naszych sercach i sumieniach. O wiele lepiej jest się zmierzyć z tymi kwestiami tutaj na ziemi i pozwolić się oczyścić przez Boga, kiedy wspiera nas jeszcze Jego łaska.
Gdyby celem Gordona Zahn’a i Kościoła było jedynie oddać hołd Franzowi Jägerstätterowi i w pewien sposób zadośćuczynić jemu i jego rodzinie, to raczej próżny wydałby się taki zabieg. Franz Jägerstätter, tak na prawdę, nie potrzebuje już zadośćuczynienia – otrzymał je od samego Boga. Poza tym, żadne ludzkie wysiłki nie będą w stanie zrekompensować tego, przez co przeszedł Franz i jego rodzina.
Bardziej istotne, kiedy badamy cel analizy postawy Franza, wydaje się światło, jakie on nam dzisiaj daje dla autentycznego przeżywania wiary katolickiej w obliczu poważnych wyzwań. Był bardzo młody, kiedy został stracony, miał zaledwie 36 lat. Bez formalnego wykształcenia teologicznego, „prosty” gospodarz zatroskany o uprawę roli, a mimo wszystko trafnie sercem przenikał i oceniał rzeczywistość, w której żył i celnie podejmował trudne decyzje. Śmierci nie szukał, ale nie odwrócił się od niej tylko dlatego, że zażądano od niego zaparcia się wiary konsekwentnej. Końcowe jego pisma ponad miarę ukazują głębię jego refleksji, których niejeden mistyk mógłby pozazdrościć. Zdobył się na akt poświęcenia, na który tysiące innych się nie zdobyło, a nawet usilnie go od niego odciągało.
Franz Jägerstätter, staje się przykładem katolickiego życia spójnego i boleśnie konsekwentnego do samego końca, bez najmniejszych kompromisów. Czynem ofiarnym przypieczętował to, w co wierzył. Święty dany nam przez Boga na nasze zamącone czasy.
Przyszedł może moment, aby ponowić nasze pytanie z pierwszych stron:
„Czy możliwe jest, aby większość się myliła w swojej ocenie, lub z jakichkolwiek powodów poddała się błędnej narracji?”
Historia pokazuje, że jest to możliwe i tak właśnie było. Dlatego, nie zawsze właściwym jest to, co większość myśli, zdecyduje lub czyni. Kościół nie naucza zbiorowej odpowiedzialności ani zasłaniania się odpowiedzialnością przywódców. Kościół potwierdza to, co Franz Jägerstätter odkrył w swojej sytuacji: Bóg obdarzył każdego z nas wolną wolą, a zatem odpowiedzialnością za nasze decyzje i czyny. Z tego też powodu, nie jest obojętne jak żyję i czym się kieruję podejmując decyzje – wszystkie one przygotowują mnie na wieczność. Może, za wstawiennictwem bł. Franza Jägerstättera, duchowe refleksje, które on nam pozostawił przyniosą większą Chwałę Bogu, a nam przymnożą dodatkowe łaski uświęcające.
Trzecie powołanie do Wehrmachtu, odmowa służby w wojsku, areszt tymczasowy w Linz
Trzecie powołanie do Wehrmachtu – do Enns – Franz Jägerstätter otrzymał 23 lutego 1943 r. Podpisując odbiór wezwania, powiedział: „Właśnie podpisałem swój wyrok śmierci”. A do ks. Karobatha tego samego dnia napisał: “
„Właśnie podpisałem przyjęcie powołania. Wkrótce może stracisz jednego ze swoich byłych parafian. Nikt nie może mi udzielić dyspensy i zapewnić zbawienia mojej duszy, jeśli przyłączę się do ruchu (nazistów), i dlatego nie mogę zmienić mojego postanowienia (…) Mówią, że nie należy robić tego, co robię ze względu na zagrożenie życia, ale nawet jeśli to przyjmę to ci, którzy idą na wojnę sami nie są całkowicie pewni życia. Wśród walczących w Stalingradzie, już cztery lub pięć osób ze wsi zginęło (…) Bóg i Najświętsza Maryja Panna nie opuści naszej rodziny. (…) Dla moich bliskich będzie to trudne. Rozstanie z pewnością będzie trudne”. (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, Introduction)
1 marca zgłosił się i oświadczył, że nie będzie wykonywał służby wojskowej. Walcząc o państwo narodowo-socjalistyczne, postępowałby wbrew swemu sumieniu religijnemu. Są rzeczy, w których musi być bardziej posłuszny Bogu niż ludziom. Przykazanie „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” oznacza, że nie wolno mu walczyć bronią. Był jednak chętny służyć jako żołnierz medyczny.
2 marca 1943 r. Franz został przewieziony do aresztu śledczego Wehrmachtu w Ursulinenhof w Linz. Podczas pobytu w więzieniu w Linz utrzymywał korespondencję z rodziną. W więzieniu Wehrmachtu zaprzyjaźnił się z trzema innymi więźniami, którzy również zostali uwięzieni za odmowę złożenia przysięgi. Po wojnie dwóch z nich powiedziało, że modlili się razem i że Franz dawał im część swoich, i tak już niewielkich, racji żywnościowych.
4 maja został przeniesiony do aresztu śledczego Wehrmachtu w Berlinie-Tegel. Jego obrońca, prawnik Friedrich Feldmann, próbował odwieść Franza Jägerstättera od jego decyzji. Podobnie i inni tak jak kapelan więzienny Heinrich Kreutzberg. Jednak Jägerstätter nie dał się odciągnąć od swojej decyzji. Jako katolikowi nie wolno mu było przysięgać, ani używać broni w walce na rzecz narodowego socjalizmu.
Na kilka tygodni przed śmiercią jego ówczesny proboszcz, ks. Fürthauer, tak mu powiedział:
– „Wypowiedz przysięgę, a w sercu myśl to, co chcesz. Dla Boga ważne jest to, co nosisz w sercu”.
Na to Franz odrzekł:
– „Czy, jeśli wypowiem przysięgę, to zagwarantujesz mi, że nie popełnię grzechu śmiertelnego?”.
Kapłan pomyślał i po chwili rzekł:
– „Tego ci nie mogę zagwarantować”.
– „To i ja nie podpiszę się pod tą przysięgą”.
Po latach, w 2006, zadano pytanie ks. Fürthauerowi co by dzisiaj powiedział Franzowi w tej sytuacji: „Dzisiaj już bym nie zachęcał Franza do zmiany postanowienia. Udzieliłbym mu swojego błogosławieństwa”. Ks. Karobath, natomiast powiedział, że ma nadzieję, że Franz mu wybaczył, że niesłusznie go traktował i tak na niego nalegał w sprawie zmiany swojej decyzji.
Nie wiemy dokładnie jak było w przypadku Franza Jägerstättera, ale innym osadzonym w więzieniach, za odmowę złożenia przysięgi hitlerowskiej kapłani często odmawiali udzielania Komunii Świętej tłumacząc to tym, że skazani są w stanie grzechu z powodu nieposłuszeństwa władzy. Franz napisał, że otrzymał komunię w więzieniu w Berlinie 4 razy.
Na kilka dni przed egzekucją kapelan więzienny, ks. Heinrich Kreutzberg, dostarczył wielkiego duchowego pocieszenia, mówiąc Franzowi, że austriacki pallotyn Franz Reinisch również odmówił przysięgi Hitlerowi, służby wojskowej i w rezultacie został stracony w tym samym więzieniu w Berlinie rok wcześniej. Franz powiedział wtedy: „Zawsze tak twierdziłem. Więc nie podążam złą drogą, bo jeśli nawet kapłan katolicki podjął taką decyzję i za nią umarł, to ja też mogę to zrobić”. Ks. Kreutzberg, później napisał w liście do żony Franza, Franciszki: „Po tych moich kilku słowach o Franzu Reinischu, nie widziałem w więzieniu bardziej szczęśliwszego człowieka niż twój mąż”.
Franz Jägerstätter został wywieziony do Brandenburgii nad Hawelą 9 sierpnia 1943 roku i ścięty. Jego ciało zostało poddane kremacji w Brandenburgii. Ostatecznie pochówek w St. Radegund odbył się 9 sierpnia 1946 r., po przekazaniu urny przez pielęgniarki pracujące w przedszkolu w Brandenburgii.
Kapłan, który towarzyszył Franzowi w drodze na egzekucję, ks. Albert Jochmann, opowiedział o ostatnich momentach życia Franza. 9 sierpnia, kiedy odwiedził po raz ostatni Franza w celi zauważył na jego stoliku dokument, który, gdyby go podpisał, pozwoliłby mu opuścić więzienie. Kiedy ks. Jochmann go namawiał, Franz odsunął papier mówiąc: „Nie mogę i nie podpiszę przysięgi na rzecz rządu, który toczy niesprawiedliwą wojnę”.
Ujmujący i głęboko poruszający jest dalszy ciąg tej ostatniej krótkiej rozmowy tu na ziemi, którą Franz przeprowadził właśnie z ks. Jochmannem. Otóż, zaproponował on modlitwę i rozważanie modlitewne z Franzem w celu przygotowania duchowego przed pójściem na egzekucję. Franz delikatnie i spokojnie odmówił mówiąc:
„Jestem już duchowo zjednoczony z Jezusem i Najświętszą Matką Bożą i cokolwiek innego zakłóciłoby to obecne zjednoczenie”. (In Solitary Witness, Gordon C Zahn)
Franz był spokojny i opanowany cały czas aż do momentu egzekucji. Ks. Jochmann powiedział austriackim siostrom: „Mogę wam tylko pogratulować takiego rodaka: żył jak święty i umarł jako bohater. Bez wahania powiem, że ten prosty człowiek jest jedynym świętym, jakiego spotkałem w swoim życiu”.
Franz Jägestätter, w swoich ostatnich latach był osamotniony jak mało kto. Oprócz żony Franciszki, która towarzyszyła mu w jego nieustannych zmaganiach duchowych, wydaje się, że nie miał nikogo, kto by go czynnie wspierał i utwierdzał w podjętej decyzji. Przeciwnie, wszyscy chcieli go odwieść od tego, co mu nakazywało sumienie. Sama droga, która została uwieńczona gilotyną byłaby już dla większości katolików nie do przeżycia. Wytrwać i oprzeć się napierającemu z całą siłą „tsunami” oskarżeń, gróźb, terroru, gwałtu i wrogości, a przy tym zachować cnoty katolickie, to już jest bohaterstwem samym w sobie. Osaczająca zewsząd złowrogość przypomina przejście przez Morze Czerwone, kiedy to: „wody się rozstąpiły, a Izraelici szli przez środek morza po suchej ziemi, mając mur z wód po prawej i po lewej stronie” (Wj 14, 22). Przerażająca groza nacierających spiętrzonych wód nie znika i tylko moc Boża wstrzymuje ich realnie miażdżący atak. Tylko ten, który wiernie, niemalże kurczowo trzyma się Boga, otrzymuje potrzebne łaski i idzie nieodparcie po suchej ziemi. Tę obietnicę daje Bóg, choć tsunami szaleje i próbuje zastraszyć wszelkiego rodzaju groźbami i przemocą.
W przypadku Franza Jägestättera naciski i oskarżenia napierały zewsząd: ze strony władzy państwowej, samej hierarchii Kościoła, ludności miejskiej, a czasem i osób najbliższych. Z najważniejszymi dylematami życia Franz mierzył się w niemal totalnym osamotnieniu. I to w dużej mierze wskazuje na heroizm Franza, gdyż oprzeć się takiej miażdżącej sile to może tylko ktoś wyjątkowy i ktoś, kto był na wskroś przeświadczony, że o Prawdzie nie decyduje większość czy nawet wszyscy – Prawda jest objawiona przez Boga i jest niezmienna. I choćby wszyscy przeciw Niej wystąpili, nawet hierarchowie Kościoła Świętego, to Prawda zawsze pozostaje taką, jaką jest odwiecznie. Prawdę odkrywamy, a nie decydujemy o niej. Ona po prostu jest. Dlatego, gdyby się zdarzyło, i co w efekcie miało miejsce, że nawet hierarchowie Kościoła pobłądzą, to prawem, a nawet obowiązkiem wiernych jest pójście za odwieczną nauką Kościoła taką, jak jest ona ujęta w niezmiennych dogmatach, za głosem właściwie uformowanego sumienia, po dogłębnym przebadaniu wszystkich możliwości, okoliczności i konsekwencji. Tą drogą właśnie poszedł Franz i dał wyraz niezłomności w obronie Prawdy i Nauki Kościoła. Do żony swojej napisał:
„… gdyby ktoś powiedział nam sześć lat temu, że za kilka lat prawie wszyscy z nas, katolicy w Austrii, będziemy dokonywać strasznych czynów na rzecz narodowego socjalizmu – czynów, które wówczas były dla nas w Austrii nielegalne – ten ktoś byłby uważany za największego głupca na świecie. Jednak dzisiaj głupcami są ci, którzy tak nie czynią. Więc czasy się zmieniają. Dobrze, że w oczach Boga nie wszystko jest przestępstwem, co świat uznaje za przestępstwo. Zostałem uznany za przestępcę i za to skazany na karę śmierci. [Tak rozumując] Bóg musiałby od czasu do czasu zmieniać swoje przykazania i swoje przekonania moralne. Myślę, że pamiętasz jeszcze, co mówiono podczas zamieszek [w 1938 r.] na temat narodowego socjalizmu: „Nie należy ciągle zadawać sobie pytania, czy jest się “za” czy “przeciw”. To, co ktoś robi, nie ma znaczenia dla Boga”. Módlcie się nieustannie o silną wiarę, bo my wszyscy wciąż potrzebujemy naszej wiary jak skały. Bez wiary stracimy nadzieję na życie wieczne. Próba wiary może i przyjdzie na ciebie.” (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 241)
W tym miejscu zatrzymajmy się by pogłębić kwestię sumienia katolika i posłuszeństwa wobec hierarchów Kościoła, aby nie popaść w anarchię równie niebezpieczną, jak ślepe i bezrozumne posłuszeństwo. Oprzemy się tutaj na analizie dr. hab. teologii dogmatycznej, cystersa ojca Jana Strumiłowskiego z jego książki „Zachwiana Hierarchia”:
„Sumienie jest dla wierzącego instancją zawsze obowiązującą, ale obowiązującą jedynie na forum wewnętrznym, a nie zewnętrznym. Oznacza to, że jeśli biskup ustanowiłby prawo, które prowadziłoby do grzechu lub bluźnierstwa (na przykład nakaz błogosławienia związków homoseksualnych), wierny na mocy zobowiązującego sumienia sprzeciwiającego się owemu zarządzeniu nie powinien się podporządkować takiemu prawu, jednakże jego sumienie nie jest w stanie zakwestionować samego zarządzenia, jako takiego – obowiązuje tylko w obrębie jego indywidualnej woli. Ponadto w kierowaniu się sumieniem należy zawsze dbać o właściwą formację sumienia, która odbywa się na podstawie niezmiennej nauki Kościoła oraz zachowanie proporcji (na przykład niesłuszny jest ostry i jawny sprzeciw w kwestiach mało istotnych lub wątpliwych – w takich wypadkach właściwsze jest jasne i jednoznaczne wyrażenie wątpliwości).
By to lepiej zrozumieć, posłużmy się przykładem. Załóżmy, że wierny spotyka się z zarządzeniem, które jest niezgodne z prawem Bożym wyrażonym w dogmatach – z zarządzeniem, które uderza w prawowierność doktryny albo w kult lub nie działa na korzyść uświęcenia wiernego. Takim przypadkiem może być chociażby wprowadzenie do liturgii praktyki, która samą liturgię ośmiesza lub czyni z niej akt naruszający świętość i powagę Najświętszej Ofiary. Wierny kierowany sumieniem, a nie własnymi poglądami, mniemaniami czy upodobaniami, ma prawo takiej praktyce się sprzeciwić. Jednakże sumienie, które jest zawsze subiektywne, nawet, jeśli prawidłowo ocenia nakaz prawny jako niegodziwy, nie jest instancją znoszącą ów nakaz na forum zewnętrznym, a jedynie nam samym daje prawo do odstąpienia od niego i zwrócenia się po synowsku do tego, kto nakaz ustanowił. Kierowani sumieniem nie mamy obowiązku podporządkować się nakazowi prowadzącemu do zła. Jeżeli jednak zostalibyśmy za to w następstwie niesprawiedliwie ukarani przez zwierzchnika kościelnego, owa niesprawiedliwa kara, jako akt prawny, również jest zobowiązująca!
Nasze sumienie, zatem zwalnia nas od ślepego podążania za tym, co niegodziwe, lecz nie znosi ani nie wytrąca z ręki naszych zwierzchników władzy sądzenia i stanowienia prawa. Kapłan w partykularnym Kościele, trawionym mniejszą lub większą herezją, ma prawo, a nawet obowiązek, sprzeciwić się owej herezji. Jeśli zostanie za to ukarany, w duchu pokory i ofiary powinien poddać się niesprawiedliwemu wyrokowi, zachowując możliwość odwołania się do wyższej instancji kościelnej. Powinien też jasno wskazywać na źródła swojego sprzeciwu: sumienie i doktrynę, oraz trwać przy tym, co prawowierne, pozostając poddanym prawu sądzenia należącemu do jego zwierzchnika, chyba, że zwierzchnik sam odpadł od wspólnoty Kościoła. W ten sposób nie tylko nie jest niewierny Kościołowi, ale zdobywa sobie zasługę wierności.
Natomiast kwestionując na zewnątrz władzę prawną własnego biskupa lub innego zwierzchnika Kościoła, sami przypisujemy sobie prawo sądzenia, które przez nikogo nie zostało nam dane – i jest to najkrótsza droga do popadnięcia w schizmę lub herezję. Władzę rządzenia posiadają w Kościele tylko ci, którym została ona nadana z Boskiego ustanowienia. Nie oznacza to, że ta władza jest absolutna, dlatego też wierny, który jest im poddany, jest również poddany głosowi własnego sumienia i powszechnej doktrynie Kościoła. Kluczem do właściwego postępowania zawsze pozostaje właściwie rozumiane posłuszeństwo, które nie jest ani anarchią, ani służalczością, lecz podążaniem z miłością za Kościołem, który jest jeden, powszechny (katolicki), apostolski i święty.
Może się to wydawać skrajne i niesprawiedliwe, ale to jedyna słuszna zależność między sumieniem, doktryną i prawem, która nie niweczy samej struktury Kościoła i władzy udzielonej biskupom przez samego Chrystusa. Taki przykład dawali nam niesprawiedliwie sądzeni święci. Zakwestionowanie hierarchicznej natury Kościoła jest tak samo poważnym błędem jak rozminięcie się z jakimkolwiek innym dogmatem. Zatem prawu winniśmy się poddawać w posłuszeństwie wierze. Sprzeciwić się natomiast powinniśmy w przypadku bluźnierstwa i herezji”. (J. Strumiłowski, OCist, Zachwiana Hierarchia, 2022, Rozdział: Doktryna i dyscyplina, str. 56 wydanie elektroniczne)
Jasnym przykładem w tej materii jest biblijna historia Dawida i króla Saula. Dawid nigdy nie zakwestionował władzy królewskiej Saula, mimo iż ten sprzeniewierzył się nakazom Bożym. Jednakże Dawid uszedł na pustynię, aby się skryć przed bezbożną samowolą Saula (por. 1 Sam 18-31). Bóg Sam wymierzył sprawiedliwość. Ortodoksyjną doktrynę stanowią dogmaty i nauczanie powszechne, to znaczy nauczanie, które w Kościele zachowywane było od początku i pozostaje z nim w pełnej zgodzie, a więc stanowi niezmienny depozyt wiary.
Innym wzorem do naśladowania niech nam będzie święty Atanazy, który jako jeden z niewielu, oparł się herezji arianizmu, był ścigany i prześladowany przez samych hierarchów kościelnych z papieżem na czele. Ale przetrwał i przyczynił się do zachowania czystości nauki Chrystusowej w Kościele.
Święty Tomasz z Akwinu, również traktuje o posłuszeństwie i pisze następująco:
„Człowiek ma wolną wolę; gdyby jej nie miał daremne by były rady, upomnienia, nakazy, nagrody i kary.(…) człowiek, bowiem postępuje na podstawie sądu, (…) że należy czegoś unikać lub do czegoś dążyć. A ponieważ sąd ten nie pochodzi z naturalnego instynktu, dotyczącego aktualnego działania, ale jest wynikiem rozumowania, dlatego człowiek działa na podstawie wolnego sądu, mogąc zwracać swe działanie ku różnym przedmiotom, (…) może zajmować różne stanowisko, nie jest przykuty do jednego i dlatego, mając rozum, ma także wolną wolę”. (…) (Św. Tomasz, Suma Teologiczna, I-I, Zag 83, art 1)
„Przedmiotem wyboru mogą być tylko dobra, będące podmiotowym celem ostatecznym jakim jest Bóg”. (Św. Tomasz, Suma Teologiczna, I-II, Zag 13, art 6)
R.t.5. „Nie wolno być posłusznym przełożonym w tym co jest sprzeczne z przykazaniem Bożym, bo „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi” (Dz 2, 29). Gdyby jednak przełożony nakazał to wyraźnie, sprzecznie z przez Boga ustanowionym porządkiem, zgrzeszyłby i on sam, wydając takie polecenie i grzeszyliby ci, którzy by go posłuchali, działa on bowiem wtedy sprzecznie z przykazaniem Bożym, w czym nie wolno być posłusznym”. (…) (Św. Tomasz, Suma Teologiczna, II-II, Zag 33 art 7)
„Należy także zważyć, że skoro właściwe komuś dobro jest podporządkowane kilku wyższym dobrom, może ktoś oddalić się od jednego wyższego porządku, nie porzucając drugiego, bądź to wyższego, bądź niższego; jak na przykład żołnierz, który podporządkowany jest tak królowi, jak wodzowi, może swą wolę podporządkować dobru wodza, a nie dobru króla, albo na odwrót. Lecz jeżeli wódz nie chce podporządkować się królowi, wola żołnierza, który porzuca wolę wodza, a idzie za królem, będzie dobra, zła zaś będzie wola żołnierza, która pójdzie za wolą wodza przeciw woli króla; porządek bowiem niższego stopnia zależy od porządku stopnia wyższego. (…) A ponieważ w każdym, kto jest obdarzony wolą i podlega Bogu, jeśli się go rozważa w jego naturze, może być grzech w dziedzinie woli”…(Św. Tomasz, Prawda Wiary Chrześcijańskiej, Summa contra Gentiles, 2003, rozdz. 109)
Wszystkie powyższe kryteria zostały skrzętnie zachowane przez Franza Jägerstättera, zapewne nie bez głębokiej refleksji i szukania Bożej mądrości. Potwierdził to Kościół Święty wynosząc Franza na ołtarze w 2007. Zdumiewające jest to, że ten “prosty” rolnik rozeznał to, co jest właściwe i konsekwentnie za tym poszedł aż do oddania życia w ofierze z samego siebie wbrew poleceniom hierarchów Kościoła, po których można było oczekiwać Bożego prowadzenia, a którzy pobłądzili i zapewne w pewien sposób wciągnęli innych katolików na drogi bezprawia.
Franz
Jägerstätter niemalże w ukryciu zmagał się ze swoimi dylematami
bez oskarżania kogokolwiek i gdyby nie tzw. „przypadek” (badania
socjologiczne Gordona Zahna), to możliwe, że postać Franza byłaby
nam nieznana. Ciekawe ilu takich nieznanych „Franzów” kryje
historia naszego Świętego Kościoła. Kiedyś się o tym dowiemy. Z
pewnością są drogocennymi klejnotami w ręku Boga i u Niego się
za nami wstawiają.
Słowo o Franzu Reinisch
Franz Reinisch 15 kwietnia 1942 r., oficjalnie zadeklarował odmowę złożenia przysięgi na wierność Hitlerowi i został przewieziony do więzienia w Berlinie gdzie 7 lipca 1942r. został skazany na taką samą śmierć, jak rok później Franz Jägerstätter. W mowie końcowej na rozprawie oświadczył: „Skazany nie jest rewolucjonistą, wrogiem państwa i ludu, który walczy przemocą; jest księdzem katolickim, który używa broni ducha i wiary i wie, o co walczy. Franz Reinisch swoją śmierć rozumie jako znak pokuty”. Został ścięty w piątek 21 sierpnia 1942 r. o godz. 5.03.
Franz Reinisch był księdzem katolickim, który odmówił złożenia przysięgi Hitlerowi i był tego świadomy: „Wiem, że wielu księży myśli inaczej niż ja, ale bez względu na to, jak bardzo badam swoje sumienie, nie mogę dojść do innego wniosku. Nie postąpię wbrew mojemu sumieniu”. Jego rodzice potwierdzili jego decyzję, a w liście ojciec napisał mu: „Cierpienie jest krótkie i szybko mija. Na końcu cierpienia następuje wieczna radość. Finis tuus gloriosus erit! Koniec cierpienia i początek wieczności będzie wspaniały”. A jego matka: „Nie mam nic do dodania, tylko powiedzieć, że będę się modlić i poświęcać jeszcze więcej; bądź silny, Franzl; niebo jest naszą nagrodą”.
Proces przygotowawczy do beatyfikacji Franza Reinisch został zakończony w czerwcu 2019 r. Akta i dokumenty zostały przekazane do Rzymu, do Kongregacji ds. Kanonizacyjnych. Jako męczennik (sumienia) do beatyfikacji nie jest potrzebny żaden cud. Nawiązuje do tego Manfred Scheuer, biskup Linzu i wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Austrii, w godzinnym filmie dokumentalnym „Pater Franz Reinisch – Der Film” (Angela Marlier, 2016): męczeństwo Franza Reinischa „wpisuje się w litanię męczenników pierwotnego Kościoła, którzy odmówili posłuszeństwa cesarzowi” i którzy sformułowali swoje wyznanie wiary, mówiąc: „Wyrzekam się zła”.
Franziszka Jägerstätter spotyka się z wrogością, Franz Jägerstätter nie jest uznawany za bojownika ruchu oporu
Franciszka Jägerstätter musiała znosić wrogość i dyskryminację w czasie wojny a również i po wojnie. Wielokrotnie oskarżano ją o pasywny współudział w śmierci męża, ponieważ nie chciała go powstrzymać od odmowy służby wojskowej. To oczywiście nie była prawda, próbowała, co potwierdziła kiedyś w wywiadzie:
„Nie udało mi się wyperswadować tego Franzowi. Franz był zdeterminowany w trwaniu zgodnie z własnym sumieniem i nie szedł na żadne kompromisy. Mówił, że chce ocalić życie, ale nie poprzez kłamstwa. I nawet jeśli oznaczałoby to oddzielenie od rodziny i bliskich to nie może postawić Boga na drugim miejscu. Najważniejsze jest zbawienie duszy i życie wieczne z Bogiem.”
Systematycznie też odmawiano jej świadczeń socjalnych w ramach odszkodowań powojennych jako wdowie po Franzu. Tłumaczono to tym, że według prawa Franz Jägestätter nie był ofiarą wojenną. Ta absurdalna sytuacja zmieniła się dopiero po obaleniu muru berlińskiego w 1989r., czyli dopiero 45 lat po wojnie. Nawet umieszczenie jego nazwiska wśród poległych podczas II wojny światowej na pomniku wojennym w Sankt Radegund nastąpiło dopiero po gorących sporach. Do tego stopnia, że w samym Kościele katolickim wielu przedstawicieli uważało, że Franza Jägerstättera należało odrzucić ze względu na jego stanowisko w kwestii służby wojskowej. Uważano go powszechnie za zdrajcę raczej niż za ofiarę totalitaryzmu.
Ksiądz Karobath zmienił zdanie dopiero pod koniec lat 80. Proces kanonizacyjny
Ponowne przemyślenie losu Franza Jägerstättera i jego niezłomności w tym, że nie chciał podpisać się pod przysięgą hitlerowską ani użyć swojej broni do walki o narodowy socjalizm, rozpoczęło się dopiero pod koniec lat 80. Od 1989 r. w imieniu biskupa Aicherna przesłuchiwano w charakterze świadków osoby, które znały Franza Jägerstättera. Po poparciu głosów Konferencji Episkopatu Austrii, komisji historyczno-teologicznej i Kapituły Katedralnej w Linz, w 1997 r. oficjalnie otwarto proces beatyfikacyjny Franza Jägerstättera, który zakończył się 21 czerwca 2001 r. na szczeblu diecezjalnym, a akta przekazano Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie.
Zniesienie wyroku śmierci, beatyfikacja w Katedrze w Linz
Dopiero 7 maja 1954 r., 11 lat po egzekucji Franza Jägerstättera, berliński sąd okręgowy uchylił wydany na niego wyrok śmierci. Sąd okręgowy przyjął, że II wojna światowa nie służyła narodowi, ale narodowosocjalistycznemu pragnieniu władzy. Każdy, kto stawiał opór przestępstwu, jak Jägerstätter, nie może zostać uznany za przestępcę.
1 czerwca 2007 roku Watykan uznał męczeństwo Jägerstättera. Franciszka Jägerstätter, trójka ich dzieci i Hildegarda uczestniczyli w uroczystościach beatyfikacyjnych, które odbyły się 26 października 2007 r. w Katedrze w Linz. Za celebrację odpowiadał prefekt Kongregacji ds. Kanonizacyjnych, kardynał José Saraiva Martins.
Po uroczystościach, Franciszka Jägerstätter przekazała relikwie Franza, które są przechowywane w katedrze wraz z pisemnym dokumentem Jägerstättera.
Chociaż sam czyn Franza Jägerstättera jest uznany za bohaterski, a przez Kościół – w końcu – Franz uznany został za męczennika sumienia, to zasadniczą sprawą dla wiernych katolików jest poznanie powodów, dla których zdobył się on na ten ostateczny akt poświęcenia. Albowiem, Franz będąc przeniknięty, wyżej wspomnianym, „germańskim” duchem posłuszeństwa, można by powiedzieć „genetycznie” i wyłamując się z niego po to tylko, aby świadomie wydać się pod ostrze gilotyny dokonał aktu, który wprawia w zdumienie. Ten akt zawiera w sobie jakby dwa „elementy”, które sprzeciwiają się naturalnym i biologicznym ludzkim odruchom:
– pierwszy to wyłamanie się z tego, co miał wpojone i poniekąd niewyobrażalne było inne zachowanie, mianowicie: „germańskie poczucie posłuszeństwa” i to nie tylko wobec władzy świeckiej, ale i hierarchii katolickiej. To tak, jakby posadzić doświadczonego rowerzystę na rowerze i kazać mu jechać wstecz wbrew jego wyuczonemu refleksowi.
-drugi to, świadoma zgoda na śmierć, podczas gdy „proste” podpisanie przysięgi pozwoliłoby mu jej uniknąć.
Jego korespondencja i zapisane refleksje, które choć są raczej skąpe gdyż zaczął je spisywać w ostatnich miesiącach podczas pobytu w więzieniu odkrywają głębię teologiczną na miarę największych świętych doktorów i męczenników Kościoła Świętego. Nie tylko fakt, że jako młody rolnik bez formalnego i usystematyzowanego wykształcenia teologicznego, lecz dodatkowo to jak był osamotniony w oporze przeciw „tsunami” zła, przeciw wszelkim namowom ze strony bliskich oraz hierarchów Kościoła, pokazują jaką formację duchową otrzymał w sposób nadprzyrodzony jako szczególną łaskę Bożą – może i dlatego, aby dla późniejszych pokoleń, dla nas wiernych XXI. wieku jego postawa świeciła jako przykład niezachwianego „męża Bożego”. Pojawia się tutaj pytanie, jak to możliwe, że ten „prosty” młody rolnik przejrzał i rozeznał to, czego uformowani hierarchowie Kościoła Katolickiego nie rozeznali, a wręcz pobłądzili. Daje to dużo do myślenia.
Szczególną wagę wydają się mieć refleksje Franza po tym jak usłyszał wyrok śmierci, 8 lipca 1943r. Nie wiemy tego na pewno, ale można przypuszczać, że otrzymał on wtedy szczególną łaskę niezwykłej klarowności i przenikliwości. Nie możemy wykluczyć pewnych mistycznych przeżyć, choć on wprost o tym nie pisze. Wyzbył się już wtedy jakichkolwiek przywiązań do doczesności, a jego dusza wypatrywała Boga w wieczności. Z pewnością nie były to łatwe dni, a raczej przepełnione bólem i zmaganiem duchowym, a jednocześnie całkowitą ufnością Bogu. Może dałoby się to porównać z momentem, kiedy Jezus zbliżając się bezpowrotnie do spełnienia Ofiary, doszedł do Jeruzalem i na jej widok zapłakał, ponieważ nie rozpoznała ona czasu swojego nawiedzenia (por. Łk 19, 41-42).
Ostatnie refleksje Franza, napisane tuż przed egzekucją, stanowią jego testament i wyrażają pilny apel do wiernych Kościoła. Bez wahania można powiedzieć, że nie są to refleksje, które Franz mógł sobie intelektualnie wypracować, lecz widać w nich nadprzyrodzone pochodzenie i charakter. Stanowią one wskazówki dla nas jak i po co żyć w obliczu fundamentalnych moralnych wyzwań. Bez wątpienia, ukryte są tu życiodajne treści Prawdy, dla której Franz uznał życie ziemskie jako niegodne zachowania przez dopuszczenie się najmniejszego nawet grzechu.
„Ukąszenie heglowskie” i jego zgubne konsekwencje
Bez wchodzenia w całą filozofię Hegla skupimy się na tzw. „ukąszeniem Heglowskim”. Hegel (1770 – 1831) twierdził, że historia świata polega na sukcesywnym wcielaniu się ducha. Duch się wciela w materię, w historię i dzięki temu następuje rozwój i udoskonalenie. To oznacza, że każdy rozwój jest dobry. Teza – antyteza – synteza. Jest to filozofia dialektyczna i to ona dała podwaliny pod nieco późniejsze filozofie Marksa, Engelsa czy Darwina. To Hegel, tak naprawdę, zainspirował ideologie komunizmu i narodowego socjalizmu. Trzeba tu dodać, że Hegel pojmował władzę cywilną, jako ucieleśnienie tego ducha rozwoju, a zatem ducha, któremu należy się posłuszeństwo. Dla niego, w tamtym czasie, państwo Pruskie z królem Fryderykiem Wilhelm III, wyrażały tego absolutnego ducha, któremu należy się bezwzględne posłuszeństwo. Odnosi się wrażenie, że lud germański, bardziej niż inne ludy europejskie, dosłownie pojęły tę myśl i posłuszeństwo władzy cywilnej zostało, jak się może wydawać, wpojone „genetycznie” w mentalność germańską.
Jaka jest nauka katolicka?
Nie każdy rozwój jest dobry (np. modernizm), ale tylko taki, który prowadzi do lepszego poznania Boga i do jedności z Nim. Rozwój błędnych idei prowadzi do zgubnych ideologii i Kościół w trosce o wszystkich wiernych ma obowiązek ocenić każdy rozwój i jeśli jest zgubny, ma za zadanie skorygować go. Błędem jest wycofanie się z oceny i korekty, dopasowanie się do świata, do zachodzących w nim zmian i asymilacja ich na łonie Kościoła. Ten brak zdecydowanego przeciwstawienia się – to wynik „Heglowskiego ukąszenia”.
Wpływ “ukąszenia heglowskiego” na mentalność germańską
Hierarchia Kościoła w Niemczech, szczególnie po Kongresie Wiedeńskim (1814-1815), położyła szczególny nacisk na posłuszeństwo wobec władzy świeckiej oraz władzy kościelnej. Widoczny jest tutaj wpływ myśli heglowskiej oraz ogólnie myśli protestanckiej na pojmowaniu władzy i byciu jej posłusznym. Nieposłuszeństwo było uznane jako grzech wobec Boga, a wobec władzy świeckiej jako przestępstwo kryminalne (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 235, oraz str. 108 przypis 23).
Tragiczne w skutkach okazało się to w okresie dojścia Hitlera do władzy w 1933 i narzucenia ideologii Narodowego Socjalizmu w Niemczech, a następnie w Austrii. Skutkiem wyżej opisanego imperatywu posłuszeństwa władzy cywilnej, mimo encykliki Piusa XI, „Mit brennender Sorge” z marca 1937r., hierarchia kościelna w Niemczech i Austrii uległa władzy NS do tego stopnia, że w mentalności wiernych otępiał zdrowy, katolicki odruch przeciwstawienia się całej zbrodniczej fali wywołanej przez tą ideologię. Władze kościelne same usuwały kapłanów, którzy byli krytyczni do ówczesnej władzy, a wierni stawali się „święcie” przekonani o słuszności władzy świeckiej NS.
To przekonanie przeniknęło mentalność germańską tak bardzo, że jeszcze w latach 50.-60., kiedy wyżej już wymieniony amerykański socjolog katolicki, Gordon Charles Zahn prowadził badania na temat zachowań katolików niemieckich wobec Hitlera (książka „German Catholics and Hitler’s wars” 1962), wielu jego rozmówców wydawało się być przekonanymi o słuszności sprawy, za którą walczyli podczas wojny hitlerowskiej, a odmówienie posłuszeństwa władzy było naganne i grzeszne, a nawet pojęte jako zdrada narodu.
Dlatego jeszcze w późnych latach 60. postawa Franza Jägerstättera wśród miejscowej, austriackiej ludności spotykała się z potępieniem. Do lat 90. władza świecka odmawiała rodzinie Franza Jägerstättera świadczeń socjalnych z tytułu wynagrodzenia za szkody i reperkusje wojenne, gdyż według ówczesnego prawa to jej się nie należało. Na tym miejscu, można zadać pytanie:
„Czy wraz ze zmianą sytuacji prawnej zmieniła się też mentalność narodu?”
Jest to pytanie zasadnicze, ponieważ odpowiedź na nie wykaże nam czy zarówno lud germański jak i ludy europejskie wyciągnęły właściwe wnioski z tragicznej historii hitlerowskiej wojny światowej.
Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie powróćmy na moment do „ukąszenia heglowskiego”, jego „absolutnego” ducha i bezwzględnego posłuszeństwa temu duchowi, który wyłania się w procesie dialektycznym. Otóż, analizując stan współczesnego świata obserwujemy pewien chaos, podążanie bez jasno określonego celu, i ogólne zmaganie się mnogości prądów ideologicznych. Hegel i jego uczniowie, powiedzą, że to jest właściwe i dobre, ponieważ jest to walka „nowego” porządku ze „starym” i z tej walki wyłoni się coś nowego i to wyrazi tego „absolutnego” ducha w nowej, dobrej odsłonie. Nie można przeszkadzać tej walce, ale pozwolić, a nawet dopomóc tej walce, bo „nowa” odsłona ducha jest naturalnym procesem zmiany świata.
Ale nie takie jest nauczanie katolickie. Nauczanie katolickie nakazuje badać każdy rozwój, przyjrzeć się, przeanalizować ewentualne zagrożenia i odrzucić błędne doktryny. W obecnych czasach przeważająca część hierarchii Kościoła wycofała się z tej krytycznej oceny i uległa temu „ukąszeniu heglowskiemu” przyzwalając na bezwiedne poddanie się jakiemukolwiek prądowi na świecie, a jest ich przytłaczająca ilość: ekologia, zmiana klimatu, genderyzm, technologia, sztuczna inteligencja i wiele innych. Każdy z tych prądów zawiera pozytywne i szczytne elementy, ale pozbawione rygorów etycznych i moralnych nieuchronnie rozwijają się w zgubną ideologię i prowadzą do samounicestwienia.
Ludzkość w swojej mentalności poszła jakby bezmyślnie w te prądy nie zważając na żadne ryzyka i dalekosiężne negatywne konsekwencje. Hierarchowie Kościoła w przytłaczającej większości również wydają się podążać torem wyznaczanym przez w/w nurty, które coraz bardzie nabierają charakteru ideologii.
Wydaje się, że to „ukąszenie heglowskie”, które mogło wydawać się tak mało szkodliwe, bo wyrażone jedynie w myśli filozoficznej, zmaterializowało się w pewnym momencie w ślepym posłuszeństwie narodowemu socjalizmowi w Niemczech, Austrii, a obecnie przeobraziło się w bezmyślne i bezkrytyczne poddanie się wszystkim światowym dążeniom ideologicznym. Do czego to prowadzi, to rozeznają tylko ci, którzy tak jak Franz Jägerstätter, reflektują nad rzeczywistością przeżywaną w świetle odwiecznej nauki i doktryny Kościoła Katolickiego.
Powtórka z historii – podsumowanie
Z obserwacji ostatnich dziesięcioleci można przypuszczać, że mentalność większości zarówno wiernych jak i hierarchii kościelnej, ulegających tendencjom i narracjom świata, zasadniczo nie zmieniła się na lepsze. A to, co powyżej opisaliśmy, odnosząc się po krótce jedynie do ludów niemieckojęzycznych, wydaje się być powszechnie obecne. Dobitnie przeżyliśmy to w okresie Covidu-19, kiedy obostrzenia „zdrowotno-sanitarne” dotknęły Niemcy, Austrię, Europę i cały świat.
Ujawniło się wtedy (podobnie jak w czasie reżimu NS), że cała ludzkość, wraz z Kościołem Katolickim, zostały skazane na niespotykane do tej pory obostrzenia sanitarne z dnia na dzień. Staje się coraz bardziej ewidentnym fakt, że bez „twardych, naukowych” kryteriów i uzasadnień przygniatająca część ludzkości poddała się drakońskim procedurom bez szczególnych oporów.
Katolicy, w sposób bezprecedensowy pozwolili pozbawić się sakramentów świętych w najważniejsze Święta – Wielkanoc. Duża liczba wiernych zmarła w tym okresie nie tylko w osamotnieniu, lecz, co gorsza, bez otrzymania świętych sakramentów. W imię już nawet nie życia, lecz zwykłej ochrony zdrowia „odstawili” Ofiarę Chrystusa na dalszy plan. Byliśmy świadkami wstrząsających i niespotykanych do tej pory, przynajmniej na taką skalę, nadużyć liturgicznych i eucharystycznych. Na dodatek, tak się większość wiernych do nich przyzwyczaiła, że przechodzimy wobec nich tak jakby było to sprawą jedynie ludzkiej wrażliwości, a nie ścisłego rygoru sakralnego. Z obserwacji wynika, że ten nowy „styl” liturgiczny sprawowanej Eucharystii na dobre się zadomowił. Jakże kontrastuje to z katolikami wcześniejszych wieków, którzy oddawali życie dla sprawowania Ofiary Chrystusa, bo w Chrystusie upatrywali swój jedyny sens i cel. My natomiast, z lęku o zdrowie i tymczasowość, poświęciliśmy Chrystusa, a co za tym idzie naszą wieczność – jak bardzo w oczach Świętych musimy być godni pożałowania.
Oprócz fizycznych obostrzeń sanitarnych jakże porażająca była towarzysząca propaganda szczepionkowa, mimo podnoszonych alarmów o wykorzystaniu komórek abortowanych dzieci do ich produkcji i badań laboratoryjnych. W przygniatającej większości głosy sumienia były usypiane, a wręcz tłumione, nawet, przez hierarchię kościelną, tak że tzw. „przeciętny” katolik miał nikłe szanse rozeznać moralne zło przyjmowania preparatu. Zamiast tego był nachalnie przekonywany o dobrodziejstwie, a wręcz obowiązku jego przyjęcia. Ileż to razy słyszeliśmy słowa wprawiające w osłupienie: „Z miłości do bliźniego powinieneś się zaszczepić”, lub „Z miłości do bliźniego nie idź na Mszę do Kościoła, a oglądaj w telewizji”.
W miarę upływającego czasu ujawnianych i publikowanych jest coraz więcej dowodów, świadczących o gigantycznych nadużyciach, które towarzyszyły wprowadzaniu procedur „covidowych”, o antyludzkich ustawach, zatwierdzanych przez rządy narodowe, pozwalające na siłowe rozwiązania, przymusowe szczepienia etc.
Wnioski, jakie się nasuwają, nawet po pobieżnej analizie tamtego okresu, pozwalają stwierdzić, że z tragicznej historii ludów germańskich, sprzed zaledwie 80. lat, niewiele się nauczyliśmy w zakresie ulegania wobec narzucanej narracji bez podejmowania należytej refleksji. Belgijski profesor psychologii na Uniwersytecie w Gandawie, Mattias Desmet, autor książki „Psychologia totalitaryzmu” („The psychology of totalitarianism”, 2022), przyrównał ten proces do transu hipnotycznego, którego cechuje bezrefleksyjność i pęd za tłumem, tak jakoby tłum miał być oświecony i wiedzieć, że obrał jedyną właściwą drogę. Ci, natomiast, którzy się wyłamują są szykanowani, potępiani a nawet usuwani. Czy nie przypomina to na wskroś sytuacji uległości w obliczu narracji hitlerowskiej przez ludność niemieckojęzyczną w okresie 1938-1945? Jedynie pojedyncze osoby, takie jak Franz Jägerstätter, masowo napiętnowane i szykanowane za swoją „upartość”, zdobyli się na opór wobec propagandy covidowej, za co skazani zostali na bezduszną, bezwzględną i bezlitosną „eliminację” z przestrzeni publicznej i społecznej.
Jak do tego doszło, że w 2020-2023 ludzie masowo uwierzyli w słuszność ideologii covidowej i szczepionkowej wbrew zdrowo pojętemu rozsądkowi i zdrowym ludzkim odruchom? To tajemnica zła, podobnie jak tajemnicą zła było poddanie się narracji hitlerowskiej przez większość Niemców i Austriaków. Nasze dzisiejsze zło natomiast, tkwi w tym, że niewiele uczymy się z historii i nie potrafimy przenieść wczorajszych wniosków na dzisiaj. Jak nas ocenią przyszłe pokolenia? Myślę, że nie oszczędzą nam gorzkich i dotkliwych słów wobec naszej lekkomyślności wobec najważniejszego obowiązku, jakim jest życie duchowe, ponad doczesne, tak jak to pojmuje odwieczna doktryna Kościoła bez pomijania najmniejszego szczegółu.
Czy jest to zaślepienie? A może tkwienie w grzechu i zatwardziałość serc i karków? Wydaje się, że to drugie powoduje to wcześniejsze. W miarę czasu przyzwyczajamy się do grzesznych obyczajów, stajemy się na nie obojętni, za chwilę dobrze się w nich czujemy, a następnie stają się one normą postępowania. Dostajemy „po głowie” i nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. Dodatkowo oskarżamy Boga, że jest nieczuły na nasze cierpienia, a do głowy nam nie przyjdzie, że ich przyczyna może leżeć w naszym wykrzywionym postępowaniu. Gdyby tak nasi praojcowie nagle stanęli w dzisiejszych czasach to prawdopodobnie za głowę by się złapali widząc całe zło, do którego już tak przywykliśmy, że stało się dla nas normalne a wręcz niezauważalne.
Dlatego postać błogosławionego Franza Jägerstättera jest nam pilnie dana na dzisiejsze czasy. Może niektórzy z nas ockną się i przemyślą, na czym polega właściwe posłuszeństwo i jak właściwie formować nasze katolickie sumienie, aby nie zatracić się na wieczne czasy przez lekkomyślność i brak rozwagi. Czasy „covidowej” mogły być jedynie preludium do prawdziwej próby naszej wiary, która ma jeszcze nadejść. Niech jeszcze raz mocno wybrzmią ostatnie słowa ostrzeżenia napisane tuż przed egzekucją przez Franza Jägerstättera do nas wszystkich:
„Niechaj mój wyrok śmierci będzie dla was ostrzeżeniem. Bóg, Pan, nikogo nie potraktuje inaczej, kto myśli, że nie musi przestrzegać wszystkiego, w co On nam nakazuje wierzyć i postępować jak naucza Kościół. Jeśli nie będziemy przestrzegać przykazań Bożych, wieczny Sędzia skaże nas nie tylko na śmierć ziemską, ale na śmierć wieczną. Dlatego nie mam nic pilniejszego do powiedzenia wam, jak to, abyście trwali w pilnym przestrzeganiu wszystkich przykazań i unikaniu wszelkiego grzechu. (…) Próba wiary przyjdzie może i na ciebie.”. (E. Putz, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009, str. 235, 241)
Bibliografia
Desmet, Mattias, „Psychologia totalitaryzmu” („The psychology of totalitarianism”, 2022)
Putz, Erna, Franz Jägerstätter – Letters and Writings from Prison, 2009
Strumiłowski, Jan, OCist „Zachwiana Hierarchia”, 2022
Św. Tomasz, „Prawda Wiary Chrześcijańskiej” – Summa contra Gentiles, 2003
Św. Tomasz, „Suma Teologiczna”, Tłum. o. P. Bełch, 1960
Zahn, Gordon, „German Catholics and Hitler’s Wars, 1962“
Cytaty z Biblii Tysiąclecia online, wyd. 2003
https://franz-jaegerstaetter.zurerinnerung.at/